5 lipca 2015

Dzień 10. Nie daj się zwieźć z autostrady

Data: 5 lipca 2015
Trasa: Liège – Bruksela
Złapane pojazdy: 5

W nocy była burza, więc miałyśmy nadzieję, że temperatura powietrza trochę się obniży. Tego dnia miałyśmy zaplanowane przejechanie tylko 80 kilometrów do Brukseli, więc postanowiłyśmy wstać później niż zwykle.

Zjadłyśmy placuszki owsiane usmażone przez Maję, a potem poszłyśmy na nogach na miejsce, gdzie miałyśmy zacząć łapać stopa. Gdy w końcu tam dotarłyśmy, było około dwunastej. Stałyśmy na poboczu autostrady, co okazało się niezbyt szczęśliwym wyborem, bo nikt nie chciał się w takim miejscu zatrzymać.

Idąc w kierunku autostady
Na szczęście dwaj mężczyźni okazali się na tyle mili, że zaryzykowali dostanie mandatu i zabrali nas z tamtego miejsca. Jedynym problemem było to, że absolutnie nie byłyśmy w stanie się z nimi dogadać, bo oni nie rozumieli angielskigo, a my francuskiego ani rosyjskiego. Potem próbowałyśmy wytłumaczyć im po niemiecku, gdzie chciałybyśmy wysiąść, ale niestety nie wyszło to zbyt dobrze – ostatecznie wysadzili nas w Tienen, małym miasteczku położonym kilka kilometrów od autostrady.

Samochody przejeżdżały koło nas bardzo rzadko. Tu okazuję swoją rezygnację
Chciałyśmy jakoś dostać się z powrotem na główną drogę, ale samochody przejeżdżały koło nas bardzo rzadko. Jak na złość, zaczęło pokrapywać. Po pewnym czasie jakaś para zlitowała się nad nami, gdy nas zobaczyła i przejechałyśmy z nimi kilka kilometrów, do następnego przystanku autobusowego. Tam złapałyśmy dwóch sympatycznych Irakijczyków z Bagdadu, który wyjechali z ojczyzny 9 lat wcześniej i od tej pory mieszkali w Leuven (gdzie nas wysadzili).

W Leuven przeszłyśmy się kawałek wzdłuż drogi, aż w końcu po kilkunastu minutach udało nam się złapać podwózkę do wjazdu na autostradę w kierunku Brukseli. Para, która nas podrzuciła, wydawała się bardzo zafascynowana historią naszej podróży. Wysiadłyśmy z ich samochodu na twardym poboczu autostrady. Tym razem było jeszcze bardziej niebezpiecznie niż w poprzednich przypadkach – zaraz za nami znajdował się ostry zakręt.

Idąc wzdłuż drogi w Leuven
Niemniej jednak, pewna dziewczyna jadąca vanem zdecydowała się przy nas zatrzymać. Nie miała zbyt dużo miejsca w samochodzie, więc Maja siedziała pomiędzy wiezionymi przez dziewczynę rowerami. Najważniejszy był jednak fakt, że zdecydowała się nam pomóc.

Niestety nie byłyśmy w stanie przekonać jej, żeby wysadziła nas gdzieś na brukselskiej obwodnicy, bo bała się, że dostanie mandat. W związku z tym po raz kolejny zostałyśmy zwiezione z trasy.

Hurra! Znowu jesteśmy zwiezione z trasy!
Na szczęście w pobliżu miejsca, w którym wysiadłyśmy, znajdował się przystanek autobusowy i dzięki temu udało nam się dotrzeć do Pentahotelu na czas (Maja, jako uczestniczka zebrania zorganizowanego w ramach programu Vulcanus in Japan, miała tam zarezerwowane dwa noclegi). Niestety, spotkanie z Laurie, moją gospodynią, musiało zostać przesunięte o godzinę. Zostawiłam bagaże w pokoju Mai i wzięłam ze sobą tylko śpiwór, ubrania na zmianę i coś do jedzenia.

Idąc przez Brukselę, żeby dotrzeć do miejsca, w którym umówiłam się z Laurie, natknęłyśmy się na miejską szklaną windę i zjechałyśmy sobie nią w dół.

Jadąc miejską windą w dół
Idąc spotkałyśmy grupki ludzi siedzących na środku ulicy. W ogóle się tym faktem nie przejmowali, tylko beztrosko ze sobą rozmawiali i jedli kanapki. Prawdę mówiąc, nie było to szczególnie dziwne, bo, jak się okazało, centrum miasta było od pewnego czasu zamknięte dla ruchu samochodowego.

Ludzie siedzący na środku ulicy
Laurie wzięła nas na spacer po mieście i pokazała nam najbardziej słynne miejsca w Brukseli. Potem w parku przy Pałacu Królewskim rozdzieliłyśmy się – Maja wróciła do hotelu, a ja i moja gospodyni pojechałyśmy autobusem do jej mieszkania na obrzeżach miasta.

Słodka fotka przy fontannie na pożegnanie
Laurie była naprawdę sympatyczną i interesującą osobą, z unikalnym i zdrowym podejściem do życia. Rok wcześniej podróżowała wraz z przyjaciółką po Australii (przez osiem miesięcy), a potem zaczęła pracować przy jakimś poważnym projekcie socjalnym.

Zanim poszłam spać, sprawdziłam pocztę. Znalazłam tam wiadomość od Mai, z której dowiedziałam się, że jej hiszpański współlokator nie miałby nic przeciwko temu, żebym spała z nimi w pokoju. W związku z tym nazajutrz Maja planowała przemycić mnie do hotelu :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz