1 lipca 2015

Dzień 6. Zbliża się fala upałów

Data: 1 lipca 2015
Trasa: Praga – Norymberga
Złapane pojazdy: 2

Mimo że bardzo chciałyśmy zostać w Pradze jeszcze chociaż jeden dzień, musiałyśmy jechać dalej. Maja miała bardzo ważne spotkanie w Brukseli pięć dni później i zaplanowałyśmy wszystko tak, żeby przybyć na nie na czas.

Rano zjadłyśmy śniadanie w towarzystwie Petra. Poczęstował nas on tradycyjnym serem z Norwegii, który dostał od siostry. Po posiłku szybko pożegnałyśmy się i wyruszyłyśmy w dalszą drogę.

Gdy dowiedziałyśmy się, że podczas kolejnych dni temperatura miała wahać się pomiędzy 35 a 40 stopniami, postanowiłyśmy kupić sobie jakieś kapelusze. Niestety wszystkie, które napotkałyśmy po drodze, były zdecydowanie za drogie. Koniec końców, nie kupiłyśmy żadnego. W związku z tym musiałyśmy chodzić wzdłuż autostrady i szukać miejsca z chociaż odrobiną cienia, żeby móc się skryć przed słońcem.

Zapewne mogłoby dojść do jakiegoś udaru słonecznego, ale na szczęście po jakimś czasie zostałyśmy uratowane przez sympatycznego mężczyznę, który zawiózł nas do Pilzna. W związku z tym, że nie potrzebowałyśmy już więcej koron, bo właśnie opuszczałyśmy Czechy, postanowiłyśmy oddać temu kierowcy zaoszczędzoną przez nas resztę pieniędzy.

Na stacji benzynowej, na której wysiadłyśmy, spędziłyśmy bardzo dużo czasu na pytaniu kierowców (zarówno samochodów jak i tirów), czy mogliby nas podwieźć do Norymbergi. W końcu jeden z nich się zgodził. Był to Chorwat mieszkający w Niemczech, o którym odniosłam wrażenie, że był bardzo mądry. Był on tak miły, że mimo tego iż sam miał zamiar jechać dalej, zjechał z autostrady, żeby podwieźć nas do miejsca, gdzie mogłyśmy wsiąść od razu w komunikację miejską. Co więcej, dał nam swoją butelkę wody.

Fontanna w centrum Norymbergi
Podjechałyśmy metrem do centrum miasta, gdzie przespacerowałyśmy się wzdłuż głównych uliczek, przy okazji szukając kapeluszy (znów bez skutku). Było strasznie gorąco, więc postanowiłyśmy odpocząć w parku. Był on schowany za wysokimi budynkami, więc miałyśmy pewne problemy z dotarciem do niego. Niemniej jednak dzięki temu znalazłyśmy po drodze turecki supermarket, gdzie można było kupić arbuzy w promocyjnej cenie 29 centów za kilo. Zdecydowałyśmy obrócić się tam w drodze powrotnej i kupić trochę owoców na sałatkę.

Maja słodko śpi
W parku Mai zdarzyło się przysnąć. Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam jej zdjęcie w ramach rewanżu – ona sfotografowała mnie jak spałam w parku we Wiedniu.

Nasi gospodarze, Roberta (bardzo wesoła Brazylijka, która podobnie jak my studiowała matematykę) i jej chłopak Tim, mieszkali w bardzo przytulnym mieszkaniu zaraz obok głównej części miasta. Po tym jak zjedliśmy razem mango-bananową sałatkę, arbuza i wypiliśmy koktajl jagodowy, zaproponowali, że oprowadzą nas po Norymberdze.
Joga na moście na rzece Pegnitz

Mimo że zdecydowałyśmy zatrzymać się w tym mieście tylko i wyłącznie dlatego, że było ono mniej więcej po drodze do Belgii, nie żałowałyśmy tej decyzji. Widok Starego Miasta ze wzgórza zamkowego był naprawdę uroczy, a poza tym byłyśmy oczarowane mijanymi przez nas budynkami i wąskimi uliczkami. Co więcej, doskonale dogadywałyśmy się z naszą gospodynią, która miała podobne do nas ogólne podejście do życia i także była wegetarianką.
Widok ze wzgórza zamkowego


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz