Trasa: Nysa – Kraków
Złapane pojazdy: 3Sobotę spędziłyśmy z dziadkami Mai.
W niedzielę rano dziadek zawiózł nas na drogę wjazdową na autostradę w kierunku Krakowa. Łapałyśmy stopa stojąc przy bramkach. Byłyśmy ciekawe, czy ktoś zdecyduje się nas zabrać (za darmo), mimo że sam będzie musiał zapłacić za przejazd.
Pewien kierowca tira się zdecydował. Zajechałyśmy z nim do Gliwic, rozmawiając po drodze o różnicach między mieszkańcami różnych państw europejskich, i miejscach, które warto odwiedzić w Europie.
Na stacji benzynowej, na której wysiadłyśmy, udało nam się znaleźć chętnego, żeby nas podwieźć, dopiero po około pół godziny. Przejechałyśmy z nim tylko do następnej stacji benzynowej, ale to nic nie szkodzi – przynajmniej był tak miły, że chciał nam pomóc.
Stamtąd złapałyśmy podwózkę bezpośrednio do Krakowa. Kobieta, która nas zgarnęła, wracała z jakiegoś spotkania "duchowego", które odbywało się za granicą. Z tego, co na jego temat mówiła, wydawało się ono być nawet interesujące.
Pożegnałyśmy się z nią na przystanku w Krakowie. Aby dotrzeć do naszego domu, zostały nam już tylko 3 km. Kiedy przekroczyłyśmy próg mieszkania, było około drugiej po południu.
Byłyśmy zmęczone (Maja żartobliwie stwierdziła, że zachowywałam się jak zombie), ale zadowolone, że udało nam się odbyć tak fascynującą podróż i mieć po drodze tyle przygód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz