Data: 9 lipca 2015
Trasa: Brema – Berlin
Złapane pojazdy: 5
Rankiem postanowiłyśmy zwiedzić Bremę, pomimo lekkiego deszczu i narzekań Mai, że nie zdążymy zajechać do Berlina na czas. Spacerowałyśmy po mieście tylko przez godzinę, ale przynajmniej poczułyśmy jego klimat, a Maja zrobiła sobie śmieszne zdjęcie z pomnikiem Muzykantów z Bremy.
Rankiem postanowiłyśmy zwiedzić Bremę, pomimo lekkiego deszczu i narzekań Mai, że nie zdążymy zajechać do Berlina na czas. Spacerowałyśmy po mieście tylko przez godzinę, ale przynajmniej poczułyśmy jego klimat, a Maja zrobiła sobie śmieszne zdjęcie z pomnikiem Muzykantów z Bremy.
![]() |
Pięciu Muzykantów z Bremy |
Do punktu, z którego chciałyśmy zacząć łapać stopa, dojechałyśmy komunikacją miejską. Nie mogłyiśmy nikogo złapać przez około godzinę i okazało się, że kilkakrotnie musiałyśmy zmieniać miejsce ustawienia się. Jeden facet roześmiał się, gdy zobaczył nas idące w kierunku autostrady (w Niemczech nazywa się tego typu drogi “Autobahn”) i zapytał, czy chcemy tam pospacerować.
Gdy wracałyśmy z powrotem z autostrady, wzdłuż drogi dojazdowej, w końcu udało nam się zatrzymać samochód. Pani kierowca powiedziała, że jedzie w kierunku Hamburga. Co prawda zamierzałyśmy jechać do Berlina przez Hannover i Magdeburg, ale nie mając żadnej lepszej opcji do wyboru, postanowiłyśmy zmienić plany i wsiadłyśmy do jej auta.
Kobieta za młodu pojechała na wycieczkę autostopową do Grecji, więc rozumiała w jakiej sytuacji się znajdowałyśmy i chciała nam pomóc. Wysiadłyśmy na jednej ze stacji benzynowych przy autostradzie w kierunku Hamburga.
Załatwianie sobie kolejnej podwózki zajęło nam sporo czasu. Powoli zaczynałyśmy martwić się, że nie dotrzemy do Berlina przed zmrokiem. Nagle zauważyłyśmy machającą do nas kobietę. Zaprosiła nas do swojego samochodu – vana służącego do transportu koni (jednakże w tym momencie nie było w środku żadnego).
Gdy wracałyśmy z powrotem z autostrady, wzdłuż drogi dojazdowej, w końcu udało nam się zatrzymać samochód. Pani kierowca powiedziała, że jedzie w kierunku Hamburga. Co prawda zamierzałyśmy jechać do Berlina przez Hannover i Magdeburg, ale nie mając żadnej lepszej opcji do wyboru, postanowiłyśmy zmienić plany i wsiadłyśmy do jej auta.
Kobieta za młodu pojechała na wycieczkę autostopową do Grecji, więc rozumiała w jakiej sytuacji się znajdowałyśmy i chciała nam pomóc. Wysiadłyśmy na jednej ze stacji benzynowych przy autostradzie w kierunku Hamburga.
Załatwianie sobie kolejnej podwózki zajęło nam sporo czasu. Powoli zaczynałyśmy martwić się, że nie dotrzemy do Berlina przed zmrokiem. Nagle zauważyłyśmy machającą do nas kobietę. Zaprosiła nas do swojego samochodu – vana służącego do transportu koni (jednakże w tym momencie nie było w środku żadnego).
![]() |
Może wyglądaliśmy jak konie? :-) |
Gdy z nią jechałyśmy, wydarzyło się coś dziwnego – GPS nagle pokazał jej, żeby zjechać z autostrady. Kobieta tak właśnie zrobiła, ale po kilku kilometrach okazało się, że ma na nią wrócić. Kierowca zdenerwowała się i przez to podczas zawracania uderzyła przodem samochodu w kamienny słup. Całe wydarzenie tak ją zdezorientowało, że zawiozła nas dalej niż potrzebowałyśmy i potem musiałyśmy kombinować jak wrócić na drogę prowadzącą w kierunku Berlina.
Najpierw trzeba było biec w poprzek autostrady, pomiędzy jadącymi samochodami, żeby dostać się na parking znajdujący się po drugiej stronie drogi. Potem stałyśmy przy wyjeździe z niego przez kilkanaście minut, aż zatrzymał się przy nas van. Gdy omawiałyśmy z jego kierowcą, w którym miejscu mógłby nas wysadzić, stojące za nim samochody nas otrąbiły – niechcący zablokowaliśmy cały wyjazd z parkingu.
Najpierw trzeba było biec w poprzek autostrady, pomiędzy jadącymi samochodami, żeby dostać się na parking znajdujący się po drugiej stronie drogi. Potem stałyśmy przy wyjeździe z niego przez kilkanaście minut, aż zatrzymał się przy nas van. Gdy omawiałyśmy z jego kierowcą, w którym miejscu mógłby nas wysadzić, stojące za nim samochody nas otrąbiły – niechcący zablokowaliśmy cały wyjazd z parkingu.
![]() |
Wracając z powrotem na trasę wiodącą do Berlina |
Kierowca zawiózł nas tylko do następnej stacji benzynowej, ale przynajmniej znowu znajdowałyśmy się na odpowiedniej drodze. Tam (znowu) miałyśmy problem ze złapaniem stopa. Tego dnia podróż stawała się coraz bardziej irytująca.
W końcu, gdy stałyśmy z tabliczką przy wyjeździe ze stacji, zatrzymał się przed nami TIR. Kierowca okazał się być Litwinem, który służył w radzieckiej armii w Kaliningradzie. Porozmawiałyśmy sobie śmieszną rosyjsko-polską mieszanką językową. Niemniej jednak, po wspólnej podróży byłyśmy bardzo zmęczone, ponieważ jechaliśmy wolno (tirowcy mają jakieś limity prędkościowe), a na dodatek po drodze natknęliśmy się na długi korek.
Było już dość późno, a my wciąż miałyśmy do pokonania jeszcze 200 kilometrów, więc trochę zaczęłyśmy się martwić. Na szczęście znalezienie kierowcy, który byłby chętny nas podwieźć, nie zajęło nam dużo czasu. Powiedział tylko, żeby poczekać na niego pół godziny, bo chciał sobie trochę odpocząć przed dalszą podróżą. W międzyczasie podszedł do nas inny mężczyzna i zaoferował zawiezienie nas bezpośrednio do Berlina. Poszłyśmy za nim do jego samochodu, dziękując poprzedniemu kierowcy za chęć pomocy.
To był męczący dzień, więc nic dziwnego, że zasnęłam jadąc w jego samochodzie. Gdy drzemałam, Maja słuchała niemieckiego radia i próbowała rozmawiać w tymże języku z kierowcą. Obudzono mnie, gdy już byliśmy w Berlinie.
Po pożegnaniu się z kierowcą, podjechałyśmy metrem do dzielnicy Kreuzberg, gdzie mieszkał nasz gospodarz. Dotarłyśmy do jego mieszkania, podczas gdy ładował swój film dokumentalny o Fukushimie i energii wiatrowej na stronę konkursu. Kiedy otworzył nam drzwi, przywitał nas radosnym “Hello! You’ve made it!” (Cześć! Udało się Wam!). Tak, na szczęście się udało!
Philipp był bardzo gościnny, dał nam nawet zapasowe klucze do mieszkania, żebyśmy mogły być niezależne. Co więcej, gdy wyraziłyśmy żal, że zostaniemy w Berlinie tylko jeden wieczór i znowu nic nie uda nam się zwiedzić, zaofereował, że możemy zostać u niego jeszcze jedną noc.
W końcu, gdy stałyśmy z tabliczką przy wyjeździe ze stacji, zatrzymał się przed nami TIR. Kierowca okazał się być Litwinem, który służył w radzieckiej armii w Kaliningradzie. Porozmawiałyśmy sobie śmieszną rosyjsko-polską mieszanką językową. Niemniej jednak, po wspólnej podróży byłyśmy bardzo zmęczone, ponieważ jechaliśmy wolno (tirowcy mają jakieś limity prędkościowe), a na dodatek po drodze natknęliśmy się na długi korek.
Było już dość późno, a my wciąż miałyśmy do pokonania jeszcze 200 kilometrów, więc trochę zaczęłyśmy się martwić. Na szczęście znalezienie kierowcy, który byłby chętny nas podwieźć, nie zajęło nam dużo czasu. Powiedział tylko, żeby poczekać na niego pół godziny, bo chciał sobie trochę odpocząć przed dalszą podróżą. W międzyczasie podszedł do nas inny mężczyzna i zaoferował zawiezienie nas bezpośrednio do Berlina. Poszłyśmy za nim do jego samochodu, dziękując poprzedniemu kierowcy za chęć pomocy.
To był męczący dzień, więc nic dziwnego, że zasnęłam jadąc w jego samochodzie. Gdy drzemałam, Maja słuchała niemieckiego radia i próbowała rozmawiać w tymże języku z kierowcą. Obudzono mnie, gdy już byliśmy w Berlinie.
Po pożegnaniu się z kierowcą, podjechałyśmy metrem do dzielnicy Kreuzberg, gdzie mieszkał nasz gospodarz. Dotarłyśmy do jego mieszkania, podczas gdy ładował swój film dokumentalny o Fukushimie i energii wiatrowej na stronę konkursu. Kiedy otworzył nam drzwi, przywitał nas radosnym “Hello! You’ve made it!” (Cześć! Udało się Wam!). Tak, na szczęście się udało!
Philipp był bardzo gościnny, dał nam nawet zapasowe klucze do mieszkania, żebyśmy mogły być niezależne. Co więcej, gdy wyraziłyśmy żal, że zostaniemy w Berlinie tylko jeden wieczór i znowu nic nie uda nam się zwiedzić, zaofereował, że możemy zostać u niego jeszcze jedną noc.
![]() |
Przykład mojej głupoty: udaję sygnalizację świetlną |
Wieczorem wraz z Mają postanowiłyśmy przejść się po Kreuzbergu. Była to wielokulturowa dzielnica, w której żyło pełno ciekawych i specyficznych ludzi. Głównym celem naszej wyprawy było dotarcie do Muru Berlińskiego. Ostatecznie jednak zobaczyłyśmy tylko jakiś mur z oddali, więc nie wiemy, czy był to Ten mur, czy jakiś zupełnie inny.
Wracając do mieszkania stwierdziłyśmy, że po drodze zajrzymy jeszcze do dużego parku. Ku naszemu zdziwieniu, był on ze wszystkich stron (dosłownie!) otoczony przez czarnych. Kilku z nich podeszło do nas i zaczęło szeptać coś do Mai. Jak się później dowiedziałam, próbowali sprzedać nam narkotyki. Na szczęście nic nam się nie stało i wróciłyśmy do mieszkania całe i zdrowe.
Wracając do mieszkania stwierdziłyśmy, że po drodze zajrzymy jeszcze do dużego parku. Ku naszemu zdziwieniu, był on ze wszystkich stron (dosłownie!) otoczony przez czarnych. Kilku z nich podeszło do nas i zaczęło szeptać coś do Mai. Jak się później dowiedziałam, próbowali sprzedać nam narkotyki. Na szczęście nic nam się nie stało i wróciłyśmy do mieszkania całe i zdrowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz