13 marca 2016

Ravenna. Pierwsza autostopowa wyprawa we Włoszech

Data: 12 marca 2016
Trasa: Bolonia  Ravenna  Bolonia
Złapane pojazdy: 5

Od 10 lutego jestem na Erasmusie w Bolonii. Włochy to piękny i różnorodny kraj, dlatego mam zamiar podróżować po tym kraju ile tylko się da.

Słyszałam, że łapanie stopa we Włoszech jest bardzo trudne (bo ludzie nie są do tego przyzwyczajeni) i... nielegalne. Sprawdziłam w Internecie, czy jest to prawda. Okazuje się, że faktycznie nie można tego robić, ale tylko na autostradach. Niestety wliczają się w to również stacje benzynowe przy trasie... Szczerze powiedziawszy trochę komplikuje to moje plany, ale i tak zdecydowałam się spróbować.

Gdy jestem tutaj, we Włoszech, nie mogę łapać stopa z Mają ( :( ), gdyż od września mieszka ona w Japonii. W związku z tym musiałam sobie poszukać innego towarzystwa (przyznaję, że nie mam odwagi podróżować tutaj w pojedynkę). Wstawiłam ogłoszenie na facebookowej grupie "Foreigners in Bologna", i po jakimś czasie napisała do mnie Ola, która wyraziła chęć wspólnego stopowania :)

Umówiłyśmy się na spotkanie kilka dni później i jako nasz pierwszy cel wybrałyśmy Ravennę, która jest położona około 80 kilometrów od Bolonii. Według nas była to sensowna odległość na sprawdzenie jak to jest z tym łapaniem stopa na włoskich drogach.

Ola i ja w Ravennie
Chciałyśmy zostać w Ravennie dwa dni, żeby móc lepiej poczuć jej klimat. Szukałyśmy hostów, którzy mogliby nas przenocować (na couchsurfing.com), ale niestety nie udało się nam nikogo znaleźć. Koniec końców postanowiłyśmy przyjechać do Ravenny rano, pochodzić po mieście kilka godzin i po południu spróbować złapać coś z powrotem do Bolonii, albo ewentualnie wrócić pociągiem, gdybyśmy nikogo nie zatrzymały przed zachodem słońca.

Zdecydowałyśmy zacząć łapać stopa na stacji benzynowej, która znajduje się 10 minut na nogach od mojego mieszkania. Niestety okazało się, że była ona usytuowana za blisko centrum miasta. Mimo że przejeżdżało koło nas bardzo dużo samochodów, żaden z nich się nie zatrzymał. Najprawdopodobniej większość z nich nie opuściła nawet granic miasta. Gdy stałyśmy sobie tak przy drodze, jeden z mijających nas rowerzystów zaproponował nam  z uśmieszkiem na ustach podwózkę do Ravenny.

Po godzinie czekania postanowiłyśmy zmienić miejscówkę. Szłyśmy podążając za znakami drogowymi wskazującymi na Ravennę. Po drodze zobaczyłyśmy stację benzynową, która znajduje się dość blisko autostrady wiodącej w kierunku Rimini i Ravenny. Stwierdziłyśmy, że miejsce wydaje się w porządku i ustawiłyśmy się przy wjeździe na tę stację.

Piazza Del Popolo
Tym razem nie minęło więcej niż pół godziny i zatrzymał się przy nas samochód. Byłyśmy tak zaabsorbowane uśmiechaniem się do przejeżdżających kierowców, że wcale go nie zauważyłyśmy. Kierowca musiał aż zatrąbić, żeby nas poinformować, że na nas czeka. Eh, czyli znowu mi się to przytrafiło, mimo tego, że obiecałam sobie, że będę bardziej uważna i będę się częściej oglądać za siebie... (miałam wiele takich sytaucji, np wtedy)

W każdym razie kierowca był bardzo sympatyczny. Po drodze rozmawialiśmy sobie miło... po włosku. Zaczęłam się uczyć włoskiego pięć miesięcy wcześniej, więc w moim przypadku budowanie nawet najprostszego zdania wymagała sporo wysiłku. Niemniej jednak była to bardzo dobra okazja, żeby zmusić się trochę do mówienia w tym języku. Więc nie będę narzekać :-)

Trafiło nam się bardzo dobrze − była to podwózka bezpośrednio do Ravenny. Pożegnaliśmy się z kierowcą w pobliżu zabytkowego centrum miasta. Zanim odjechał, podziękował nam on za to, że mógł doświadczyć czegoś nowego w swoim życiu (!)

Moje pierwsze lody w Italii - świętowanie sukcesu :)
Na miejsce zajechałyśmy około 11:30. Zgodnie z planem powinnyśmy zacząć wracać do Bolonii około 17:00, więc miałyśmy tylko kilka godzin na zwiedzanie. Po zjedzeniu drugiego śniadania, zaczęłyśmy naszą przechadzkę po mieście.

Ravenna jest bardzo ładna i bardzo spokojna w porównaniu do Bolonii. Przespacerowałyśmy się po historycznej części miasta, zjadłyśmy tradycyjne włoskie gelati (lody) na Piazza del Popolo i odwiedziłyśmy sklep sprzedający ręcznie robione mozaiki i drewniane ozdóbki. Okazało się, że była to równocześnia pracownia, w której te mozaiki wykonywano. Zakradłyśmy się na strych, gdzie były one przechowywane.

Pracownia mozaikowa
Hipcio
Chciałyśmy odpocząć i zjeść lunch na plaży, ale okazało się, że jest ona oddalona od Ravenny o jakieś 10 kilometrów :-) Ostatecznie usiadłyśmy sobie w pobliżu miejskiego portu. Odpoczywało się nam tam bardzo przyjemnie, gdyż dzień był ciepły i słoneczny, a ponadto w tym miejscu nie było żadnych turystów.

Port w Ravennie
Co muszę zobaczyć w każdym mieście, które odwiedzam? Oczywiście park :-) (zobacz np. tu) Ten, który odwiedziłyśmy w Ravennie jest dość duży i zielony i znajduję się w nim Mauzoleum Teodoryka (króla Ostrogotów i władcy włoskiego na przełomie V i VI wieku).

Około 17:00 zaczęłyśmy kierować się w stronę autostrady w kierunku Bolonii, szukając po drodze miejsca, które nadawałoby się do łapania stopa. Wybrałyśmy wjazd na stację benzynową przy drodze wiodącej do autostrady.

Po kilkunastu minutach zatrzymała się przy nas para i zaproponowała podwózkę, niestety tylko 20-kilometrową, do Russi. Powiedzieli, że nie będzie żadnego problemu, żeby złapać stamtąd stopa do autostrady. Jak się okazało, wysadzili nas na małej drodze w centrum miasta, a żeby dotrzeć do jakiejś sensownej drogi wiodącej do trasy musiałybyśmy przejść kilka kilometrów...

Nie miałyśmy zbyt dużego wyboru. Miałyśmy tylko nadzieję, że ktoś podrzuci nas do Faenzy, skąd można by było próbować dojechać do Bolonii drogą krajową (Strada Statale). Ponadto zaczęłyśmy się trochę martwić − im dłużej czekałyśmy, tym niżej znajdowało się słońce...

Szczęśliwie, pół godziny później siedziałyśmy sobie w trzyosobowym vanie, wraz z dwoma Włochami, którzy zaoferowali nam podwózkę do Faenzy. Było nam tam trochę ciasno, a moje nogi prawie że dotykały kierownicy, przez co kierowca miał pewne problemy ze zmianą biegów. Niemniej jednak przejażdżka mi się podobała − mężczyźni byli bardzo zabawni, a krajobraz widoczny za oknem malowniczy...

W Faenzie udało nam się załapać na krótką podwózkę do Castel Bolognese (tylko niecałe 10 kilomerów). Do tego czasu słońce zdążyło już zajść za horyzont. Ogólnie rzecz biorąc wolę nie zatrzymywać samochodów w ciemności, ale tym razem niestety nie było żadnej innej sensownej opcji. W związku z tym łapałyśmy dalej.

Na całe szczęście nie musiałyśmy spędzać nocy na dworcu kolejowym, albo w krzakach gdzieś w Castel Bolognese, ani też maszerować w ciemnościach 40 kilometrów, żeby dostać się do domu − po dwudziestu minutach zatrzymał się przy nas kierowca, z którym dojechałyśmy do samej Bolonii. Hurra! Co więcej, zostałyśmy wysadzone w takim miejscu, że przeszłam tylko 50 metrów i byłam w moim mieszkaniu :-)

Podsumowując, zdaje się, że stopowanie we Włoszech JEST możliwe. Pora zorganizować jakąś dłuższą wycieczkę :-)



Mostek przy porcie w Ravennie


1 komentarz:

  1. Podróżowanie autostopem w wielu krajach jest nielegalne ;) Mój kolega miał przygodę w Belgii: podróżowali autostopem razem z kuzynem. Zostali wysadzeni na autostradzie (nawet nie na stacji, lecz praktycznie na środku autostrady!). Po chwili zatrzymał się wóz policyjny - policjanci upomnieli ich, że zarówno znajdowanie się na autostradzie pieszo, jak i łapanie tamże stopa jest nielegalne, więc... Podwieźli ich tam, gdzie się udawali :)

    OdpowiedzUsuń